piątek, 19 listopada 2010

Arek

"Jeżdżę na rowerze naprawdę dużo - prawie 10 000 km rocznie. Głównie po
Warszawie, po za tym po Europie. Jak zamiast roweru muszę czasem użyć
samochodu to mnie boli serce, płuco i biodro.  Rower to dla mnie życie
naprawdę, czyli takie całym sobą. Zdarza mi się pisać takie listy do
ztm i urzędu miasta:


Witam,

Jest taki dowcip, że Francuz leciał do Moskwy, a Rosjanin do Paryża -

obaj mieli awaryjne lądowanie w Warszawie i obaj byli przekonani, że
dotarli na miejsce. To stwierdzenie na pewno nie dotyczy rozwiązań w
transporcie rowerowym - tu jesteśmy lata świetlne od Europy
Zachodniej. Jest to o tyle zadziwiające, że świadomość ludzi,
szczególnie w takich miastach jak Warszawa szybko się zmienia -
stajemy się nastawieni bardziej ekologicznie, bardziej zdrowotnie i
bardziej społecznie. Innymi słowy rowerów w mieście przybywa  i jest
to postęp geometryczny.

Ludzie, którzy używają rowerów nie tylko do rekreacji, ale przede

wszystkim do komunikacji, czyli tacy co jeżdżą po Warszawie dużo i
codziennie - wiedzą doskonale kogo należy się bać najbardziej.
Prawdzie upiory rowerzystów to kierowcy autobusów i taksówek. Ciekawe
jest to, że obiema tymi grupami opiekuje się Urząd Miasta. Oczywiście
nie można uogólniać, nie wszyscy kierowcy autobusów są źli, tak samo
jako nie wszyscy rowerzyści są święci. Powiem nawet, że spotkały mnie
ze strony kierowców autobusów niezwykle życzliwe gesty. Nie zmienia to
jednak faktu, że w 9 na 10 przypadkach, gdy kierowca wyjeżdża z
bocznej ulicy świadomie zajeżdżając rowerzyście drogę, czy też spycha
z krawędzi jezdni, czy inne świadome i bardzo agresywne zachowania
wobec rowerzysty - to jest to autobus lub taksówka. Nie może to
wynikać z przypadku czy z przemęczenia (w końcu obie te grupy są w
pracy) - tylko z nastawienia. Dla nich rowerzyści to intruzi, którzy
bezprawnie przeszkadzają im w pracy.

Nie oskarżając tych ludzi - bo ich zachowanie wynika tylko i wyłącznie

z niewiedzy, pragnę podkreślić, że problem jest poważny. Rowerzysta
jest bezbronny w starciu z wielotonowym gigantem. To co się dzieje to
jest igranie z ludzkim życiem. A jak względy humanistyczne nie są dla
kogoś ważne, to może ekonomiczne: po co budować za miliony ścieżki
rowerowe w mieście gdzie rowery nie są mile widziana? Gdzie gangi
"prawowitych" użytkowników dróg - wykorzystując swoją większą masę
dosłownie przepędzają rowery z drogi.

Nie wiem na ile istnieje świadomość problemu wśród miejskich

urzędników czy też w mediach - na ile jest tu wykonywana jakaś praca -
ale myślę, że kampania społeczna dla taksówkarzy czy kierowców
autobusów bardzo by pomogła. Bo naprawdę nie trzeba ich karami, czy
mandatami zmuszać do polubienia rowerzystów - wystarczy uświadomić.
Nie chce tu pisać znanych argumentów: takich jak mniej korków, czy
czystsze powietrze. Ale np. więcej rowerzystów to więcej klientów. W
moim środowisku osoby, które przerzucają się na rowery z czasem
nabierają totalnej awersji do używania samochodu - a to oznacza, że
zaczynają bardzo często korzystać z komunikacji miejskiej czy
taksówek.

Bardzo proszę o zajęcie się tematem.


List miał ten być pierwotnie zgłoszeniem, że jeden z kierowców

autobusów jest szalony. I zarazem pytaniem czy są w ogóle robione testy
psychiczne dla kierowców. Wróciłem do domu w totalnym szoku i usiadłem
od razu do pisania. Dzisiaj na Al. Niepodległości, w kierunku centrum,
między ulicą Batorego a trasą łazienkowską kierowca autobusu przy
wielkiej prędkości, z włączonym klaksonem staranował mnie z drogi.
Może uważał, że nie powinienem jechać bus pasem, może nie wiedział, że
ścieżka rowerowa, (która tam faktycznie jest) kończy się w połowie i
dalej jest zwyczajny dziurawy chodnik. Ale nie ważne jest tu nawet czy
miałem prawo jechać po jezdni, czy też nie - ważne, że ten człowiek
świadomie chciał uderzyć. Może jego wyczucie autobusu i doświadczenie
sprawia, że doskonale obliczył mój unik i to, że minie mnie o
minimetry. Mam zapisane numer autobusu i linii, ale nie chce ich
podawać, bo nie chcę żeby ten mail był krucjatą przeciwko jednej
osobie. Chciałbym, żeby coś się tutaj zmieniło. Coś drgnęło w kierunku
Paryża
:)

Pozdrawiam serdecznie

Arkadiusz Recław
"

18.11.2010 Żoliborz

piątek, 12 listopada 2010

Pan Tadeusz

"Jestem emerytem, rower to dla mnie relaks, jeżdżę żeby trochę  brzuszek stracić, no i sprawność lepsza jest. Jeżdżę codziennie, kiedy deszcz nie pada, 30-40 kilometrów. W Warszawie brakuje ścieżek rowerowych, najgorsze są przerwy między nimi, nie ma wyznaczonych dojazdów od ścieżki do ścieżki, nie wiadomo gdzie zjechać ze ścieżki i jak jechać bezpiecznie jak się skończy. W tej chwili liście wszystkie pospadały, dozorcy sprzątają z trawników a na ścieżkach nie, jest ślisko"
10.11.2010 ul. Broniewskiego

środa, 10 listopada 2010

Ola

"Jadę do sklepu. Codziennie jeżdżę wszędzie na rowerze, to jest najlepszy sposób komunikacji w tym mieście. Rower kupiłam w komisie, nie wiem ile ma lat, możliwe że jest starszy ode mnie. Lubię stare rowery, są niezawodne i wytrzymałe."
09.11.2010 ul. Broniewskiego

piątek, 5 listopada 2010

Krzysiek

"jeżeli chodzi o temat; rower w Warszawie, to "zginęły" mi już dwa
:(, na co dzień pokonuję raczej stałą trasę dom-praca-dom, zmieniają się
tylko pory roku i pogoda, ale to wystarczy żeby było ciekawie, poza tym
rower pozwala utrzymać kondycję na jako-takim poziomie. W życiu to
klasycznie; od dzieciństwa, aż do śmierci (mam nadzieję nie prędkiej, i
nie pod kołami samochodu...;) Jeżeli ma być trochę osobiście i
sentymentalnie to mój pierwszy rower dostałem w wieku około 4 lat,
oczywiście z drugiej ręki, piękna maszynka z giętą bordową ramą i
"ostrym kołem", można było hamować z półobrotem...gdzieś go jeszcze
mam...;)"
04.11.2010 Żoliborz